Decyzja o wstrzymaniu się z zakupami przed referendum w UK okazała się strzałem w dziesiątkę. O sytuacji rynkowej za chwilę, ale najpierw kilka słów o samym referendum.
Po pierwsze wynik referendum to blamaż "efektywnego rynku". Dosłownie na minuty przed publikacją pierwszych wyników rynek wyceniał 10% szans na brexit. Wskazuje to, że rynek wpadł w samozadowolenie i absolutnie ignoruje istniejące zagrożenia. Jest to dość istotna przesłanka ku zakończeniu hossy.
Po drugie, reakcja brytyjskich elit na referendum jest mniej-więcej taka sama, jaka rok temu była reakcja naszych elit na zwycięstwo Andrzeja Dudy. Najpierw niedowierzanie, potem złość na wsteczniaków. Następnie racjonalizacja: to wina złej kampanii, to nie są prawdziwe wyniki. Brexit i tak nie będzie. Na pewno w nadchodzących wyborach parlamentarnych to się nie powtórzy. Coś mi się wydaje, że jeszcze wiele nieprzyjemnych niespodzianek czeka na brytyjskie elity.
Ewidentnie w całym zachodnim świecie trwa swoista rewolucja światopoglądowa. W różnych krajach to przybiera różne odcienie, ale w podstaw leży kwestionowanie dwóch rzeczy: "neoliberalizmu" i/lub tzw. "lewactwa". Ludzie to generalnie racjonalne stworzenia. Jak zmienisz podstawy wnioskowania, to nieuchronnie zmienią się też wnioski i poglądy. I co najważniejsze każdy światopogląd to jest coś co się wybiera - nie coś co się przyjmuje na podstawie przedstawionych dowodów. Dyskusja miedzy wyznawcami odmiennych wizji świata będzie bardzo trudna.
Wracamy do rynku. Piątkowa przecena oczywiście była bardzo straszna, ale nie widzę oznak jakiegoś głębokiego wyprzedania i paniki. Większość rynków właściwie tylko oddała to, co zyskała tuż przed referendum. Wskaźniki szerokości także nie wskazują na dno paniki. W Niemczech i USA potrzeba jeszcze kilka dobry spadkowych sesji, żeby kontrariańsko podchodzić do zakupów. Nieco lepiej wygląda wskaźnik dla Polski, ale nie oszukujmy się - nie będziemy rosnąć wbrew zachodowi.
Szerokość rynku Niemcy
Szerokość rynku USA